piątek, 22 czerwca 2012

Bez zdjęć będzie. Drugi rękaw się u brązowej dzierga. Właściwie ja go dziergam, pierwszy się jakoś wydziergał sam.

Chcę tylko rzec, że ongiś jadąc autobusem (aby dojechać do Miasta Wojewódzkiego z miejsca zamieszkania potrzebuję pół godziny i jednego autobusu) dziergałam ów drugi rękaw, dosiadł się starszy pan, (zamówił  bilet młodzieżowy:)) a później przez całą drogę wychwalał moją pracowitość porównując mnie, czy tez moje "złote rączki" do pszczółek. Bardzo miło się gawędziło i okazało się że wspomniał sobie żonę własną, bo "też haftowała" - widać nitka + kobiece dłonie dla mężczyzn to wszystko "szycie":)


I zapeszył, nijako się nie mogę do tego drugiego rękawa zabrać. Jestem jakoś za bicepsem i ani rusz dalej. Pomocy! Motywacji!! Albo chociaż komentarza:) 

piątek, 8 czerwca 2012

Brązowa bluzeczka

Taka, o proszę: krótka pod biustem z troczkami do zawiązywania. dół wykończyłam ząbkami, których mnie nauczyła Antonina (tzn. sama się nauczyłam korzystając z jej wskazówek na blogu ). Ale wymyśliłam jeszcze żeby w rzędzie narzutów robić znów grubszymi drutami, zatem: całość na drutach 4 mm, dół 4 rządki na 2 mm, i narzuty na 4 mm. wiecie jaka to mordęga przerzucać się z cieńszych drutów na grubsze?  Ogromna.



 To zbliżenie na ząbki jest robione inna funkcją w moim starym  aparacie i oddaje najbliżej kolor sweterka:

Można by rzec, że jak jest korpus, to już z górki, zostają  tylko rękawy. Ale dla mnie to rękawy.  Robię je tak:

 sama doszłam do tego, żeby oczka obwodu rękawa podzielić na trzy i trzecią część przesunąć na żyłkę z tyłu. I powiedzcie, czy to się nazywa Magic Loop? Bardzo mi zależy, żeby jakaś doświadczona bardziej dziergaczka rzekła coś o tym. Wątpliwosci mi zasiał post Yadis , bo ona pisze że zapomniała jak to z tym magic loop jest. i nie kumam, zapomniała że sam on istnieje, czy jak się to robi. I jeszcze dręczy mnie inna obawa: a co jeśli jest prostszy sposób na drutowanie rękawów na okrągło a ja się masakruje z tym przesuwaniem? 



piątek, 1 czerwca 2012

będzie o wszystkim.
Zaczęłam jednak, mimo zarzekania się ze nie powtórzę już bolerka, bliźniaka Bielucha ale w brązie. Leżała sobie taka włoczka, sama nie wiem, skąd ją mam, i łypała okiem: zrób mnie:) Wiec dziergam,  w jednym kawałku od góry, za niedługo zostawię oczka na rękawy( może krótkie?) i polecę ww korpus i paski do wiązania. więc jeśli się ktoś martwił ze blog będzie niewłóczkowy to bez obaw, będzie włóczkowy. Ale nie tylko, ostatnio się wyżywam też kulinarnie, dość często popełniałam bułki drożdżowe z nadzieniem serowym. 


ciasto tradycyjne, ale nadzienie powiem jak robię:
ucieram kogel-mogel z 2 żółtek i cukru waniliowego oraz zwykłego(więcej objętościowo cukru niż żółtek), mieszam z 1,5 kostki sera białego i połową budyniu śmietankowego- sypki, w sensie nie ugotowany (duży taki na 3/4 litra mleka). Zostają białka, z których robię słabą pianę i maziam  nią bułki ułożone do pieczenia.

A tu proszę, tak mi zakwitł storczyk: 

na zdjęciu podczas pojenia, robiłam kilka ujęć aby jak najwierniej uchwycić kolor ale nie bardzo się udało, w rzeczywistości jest bardziej bardziejszy. 

Mówiłam ze będzie o wszystkim: taka mam spódnice

tzn widoki na spódnicę, o ile się zbiorę w sobie i wygrzebię z odmętów szafy starego łucznika. A że zbór mam jak ślimak starty, to może to potrwać, widoki widokują już od zeszłego lata a ja się nie zebrałam, teraz też nie za gorąco, a materiał to lekka bawełna więc na upalne lato w sam raz. Dopingujcie mnie:)

Mam gorączkujące dziecko w domu, które jak mu temperatura spadnie wytwarza takie cuda 


 z klocków lego przeznaczonych do budowania czegoś innego.
koniecznie pokazać muszę.  Dzięki za odwiedziny i pozdrowienia dla Czytelników posyłam.